Jakiś czas temu zapowiadałam, że blog z typowo wnętrzarsko-DIY zmieni się odrobinę. Wkradnie się w niego fotografia związana nie tylko z dotychczasowym głównym profilem. Na nowym serwerze tworzy się nowy wizerunek bloga, ale w między czasie będę wprowadzać co zapowiedziałam dlatego dziś lekko, „lajfstajlowo” i rodzinnie. Jeśli jesteście ze mną długo, wiecie, że kiedyś już takie treści tu przemycałam.
STARACHOWICE
Starachowice to ważna część bloga i mojego życia. Spędzałam tam każde wakacje do 18-tego roku życia. Kiedyś lato to była gwarancja słońca i temperatur skłaniających do myślenia tylko o pobycie w cieniu lub choćby w pobliżu większej kałuży, w której można byłoby zamoczyć nogi. Przynajmniej tak to zapamiętałam. W moich wspomnieniach z wakacji zalew Lubianka jest bardzo ważnym i dominującym punktem lata. Z kuzynostwem spędzaliśmy tam całe dnie, tylko dorośli zmieniali się na straży i uzupełniali prowiant.
ZALEW LUBIANKA
Nie pamiętam dokładnego roku powstania zalewu, a wszechwiedzący wujek google podpowiada tylko początek lat osiemdziesiątych. Stawiam na rok ’85 lub ’86 ubiegłego wieku. W pamięci mam obrazki gdy woda dopływa tylko do początku wybudowanego mola, a ludzie opalają się leżąc na nim i pod nim. Potem woda zakryła tą przestrzeń i tak powstało strzeżone kąpielisko. Ja tam nauczyłam się pływać, teraz uczy się tam pływać mój syn. Gdy tylko jesteśmy w Starachowicach, spacer nad zalew jest obowiązkowy, niezależnie od pory roku.
Dlaczego o tym wszystkim piszę ? Skąd takie smęty -sentymenty na blogu? Ostatnie Święta Bożego Narodzenia spędzaliśmy właśnie w Starachowicach. Dla mnie to nie nowość. Wszystkie Święta tam spędzałam do czasu zakupu własnego mieszkania. Ostatnie 5 lat to ja organizowałam Wigilię. W końcu wszystkie wiatry sprzyjały powrotowi do starych czasów. I pewnie teraz jak patrzycie za okno i widzicie ten biały puch (z tego co się orientuję w większości kraju), to nie pamiętacie, że nie cały miesiąc temu mieliśmy całkiem ładną grudniową wiosnę. I jak tylko przestało lać przez parę dni pięknie świeciło słońce. Idealna pogoda na spacer. Oczywiście, kierunek obraliśmy na Lubiankę.
Był jeszcze jeden powód tego spaceru. Po ponad 30 latach z zlewu spuszczana jest woda. Chciałam to zobaczyć. Ciekawa byłam, czy jeszcze jakieś obrazy w pamięci wypłyną na powierzchnię, gdy znowu zobaczę molo od spodu 😉 Niestety nic nowego mi się nie przypomniało, ale tym razem zrobiłam zdjęcia i kiedyś, kiedyś nie będę musiała szukać w pamięci, a na dysku 😉
Grudniowy zachód słońca był tak piękny, że praktycznie chodziłam z przyklejonym do oka aparatem. Zapewne po ilości zdjęć pomyślicie „powinna zrobić selekcje, za dużo tego”… no więc, zrobiłam selekcje i to bardzo szczegółową. Za wszelkie skurcze w palcach od scrolowania w dół, przepraszam 😉
RDZA I SZCZEŻUJE
Jeśli ktoś zastanawia się nad tytułem wpisu, to pewnie po paru zdjęciach odkryje do niego klucz. Ten rdzawy motyw to nie efekt presetów ani filtrów. To efekt ciepłego światła złotej godziny, podbity piaskiem z domieszką rud żelaza występujących w tych okolicach.
Tyle lat kąpałam się w zalewie, ale to co odkryła opadająca woda totalnie mnie zaskoczyło. Dno pełne szczeżuj. Dywan muszli. W tej kwestii wujek google, podpowiada, że takie rzeczy to tylko w czystych wodach. Cieszy mnie to bardzo.
A nad zalewem można spotkać aniołki wiszące na molo i małe diabełki po nim biegające 😉
Ta strona mola była już dla tych, którzy umiejętność pływania nabyli. To ciekawe uczucie przejść się w miejscu, gdzie zawsze się pływało 🙂
Chwila nie uwagi i dziecko…w piasku 😉
LUBIANKA
Tego w internecie nie znajdziecie. Aż do teraz. Skąd nazwa Lubianka? Legendy, a dokładnie moja mama i jej siostry mówią, że od kamienia. Kiedy one były małe, zamiast zalewu z lasu wypływała rzeczka. Tam moja mama z rodzeństwem spędzała latem wiele czasu. Nad rzeką stał kamień, na którym było wyryte „Lubię Janka”… 😉
Zastanawiacie się, czy likwidują zalew ? Całe szczęście nie. Zbiornik przejdzie gruntowny remont i metamorfozę. Mam być „eh” i „ah”. Ma być nowe molo, restauracje, ścieżki rowerowe i parę innych rzeczy sprzyjających rozrywce. Plany są piękne, jednak gdzieś w środku, tak nostalgicznie, nie zachwycam się tą luksusową przyszłością Lubianki. Będzie mi brakować tej starej i trochę dzikiej, takiej „mojej”. Choć nie wykluczam, że jeszcze się zachwycę, bo w końcu, kto jak kto, ale ja kocham zmiany 🙂
Na koniec wpisu małe zestawienie zdjęć w tym samym miejscu: maj 2017/grudzień 2017
Do tej pory na blogu Lubianka pojawiała się przy okazji tych wpisów : 1/2/3/4. Gdybyście chcieli porównać aktualny stan z poprzednim.
ściskam
Iza
5 komentarzy
Chyba jednak trochę szkoda starej wersji zalewu, bardzo mi się podoba naturalność i swoista dzikość tego miejsca.
Piękne kadry, zima nawet bezśnieżna też potrafi być piękna 🙂
Uściski
juz myslałam ze coś ze mną nie tak, ale widzę, że Ty mnie rozumiesz Renia 🙂 będzie mi własnie tej dzikości brakować. Dziękuję 🙂
Fajne, klimatyczne foty. Moja mama też sie wychowała w Starachowicach,a mi udało sie zobaczyć zalew przy okazji odwiedzin u znajomych. Cudne miejsce!
O jak fajnie 🙂 Super, że nie tylko mnie się podoba to miejsce. Bo mam wrażenie, że przez miejscowych jest nie doceniane.
nowsze nie znaczy lepsze, ale sama zobaczysz, jak będzie 🙂 cudowne zdjęcia 🙂 pozdrawiam