Tapeta? nigdy więcej
Gdy aranżowałam pokój dla mojego pierwszego syna, bardzo kochałam mocne kolory, kontrasty i wzory. Jeśli jesteście ze mną dłużej, pamiętacie, że moim znakiem rozpoznawczym były trzy barwy : czerwona, niebieska i biała. Taki też był pokój małego pana Y i takie kolory miała tapeta na jednej ze ścian. Mimo iż od tego zestawu kolorów odeszłam jakiś czas temu, to nadal uważam, że ta tapeta robiła dobrze wnętrzu. To były czasy ( 7 lat temu), kiedy to nie był mocny trend w aranżacjach pomieszczeń. Przyszedł moment, kiedy te kolorowe paski na ścianie zaczęły mnie już drażnić i po prostu musiałam się ich pozbyć. Tak przekornie wtedy właśnie tapety zyskiwały na popularności a wybór wzorów i kolorów zaczął być w końcu ciekawy. Więc szłam trochę pod prąd.
Usuwanie tapety nie było trudne,schodziła jak ser z kanapki z masłem. Czyszczenie jednak chleba z masła (że tak sobie pozwolę pojechać dalej tą dość obrazową metaforą) było upierdliwe i męczące. Wtedy sobie pomyślałam : tapeta? nigdy więcej!
Obietnice rzucane na wiatr
I jak to w przypadku wielu rzeczy, po jakimś czasie zapominamy o danych sobie obietnicach i znów powtarzamy stare błędy. Myślę sobie, że widocznie te błędy miały jednak więcej zalet, które bardzo dobrze maskują złe wspomnienia. No bo jak wytłumaczyć to, że znów mam w domu tapetę na ścianie ??? !!!
Tym razem nie w pokoju syna i na znacznie mniejszej powierzchni. Co więcej, włożyłam sporo wysiłku i czasu żeby znaleźć tapetę idealną. Co to dla mnie oznacza? Wymarzony wzór i tylko lekkie westchnienie portfela przy opłacaniu zamówienia.
Roślin nigdy za dużo
Miłośnicy roślin w domu, mam do Was pytanie. Czy macie jakiś limit ? 😉 Wydaje mi się, że z roślinami jest jak z czipsami. Jak zaczynasz z nimi flirt to przestajesz mieć umiar. Ja bardzo lubię to, że zazieleniło mi się w wielu miejscach w mieszkaniu. Niestety nie we wszystkich, których bym chciała. Są takie kąty w moim domu, w których żadna roślina nie przetrwa. Wiele zielonych żyć poświęciłam, żeby się przekonać, że nic z tego.
W takich sytuacjach szukam kolejnych rozwiązań. Jak na coś się uprę, tak łatwo się nie poddaję. Sztuczne rośliny nadal nie wkupiły się w moje łaski. Wiem, że te, które aktualnie można znaleźć w sklepach są pięknymi imitacjami, ale nadal nie umiem się do nich przekonać. Może kiedyś ? Nie wykluczam takiej opcji.
Roślinne motywy w dekoracjach
Jak nie imitacje, to co ? Motywy roślinne! Choć z tym też nie lubię przesady. Dlatego sensownym rozwiązaniem wydała mi się tapeta z ciekawym botanicznym wzorem, lecz nie przytłaczającym. Liście bananowca czy palmy na tapetach choć piękne to wydają mi się bardzo dominujące we wnętrzu. Tego nie chciałam. Natomiast delikatny motyw paproci od dawna mnie zachwycał w dekoracjach. Choć jak przeglądam asortyment w sklepach wydaje mi się, że i paprotki można przedawkować. 😉
Piękną tapetę w paprocie znalazłam dość szybko. Miała tylko jedną podstawową wadę- cenę. Na ścianę o szerokości 1,6 m musiałabym wydać ponad 500 pln. Oczywiście tapeta była piękna i warta swoich pieniędzy, ale znam siebie. Wiem, że szybko może mi się znudzić i nie chciałam, aż tyle inwestować. I wtedy zobaczyłam tę tapetę u Dagmary. Szybko sprawdziłam cenę i kupiłam. Impulsywne zakupy ( nawet okupione kilku miesięcznymi poszukiwaniami) zawsze niosą ze sobą skutki uboczne. O tym jednak za chwilę.
Co, gdzie i jak ?
Dobrze, przejdźmy do konkretów. Gdzie? Gdzie położyłam tapetę i co pewnie Was też interesuje, gdzie ją kupiłam? Zacznijmy od tego drugiego : nie pamiętam. Zakupu dokonałam ponad rok temu, nie przykładając wagi do nazwy sklepu. Co więcej, czekałam na nią ponad dwa tygodnie, a potem ona czekała na moją wenę kilka miesięcy. Tapeta dotarła do mnie w marcu a wytapetowaliśmy ścianę w sierpniu. Więc jak widzicie, nie była to szybka akcja. Mogłam po drodze utracić kilka ważnych szczegółów jak nazwa sklepu. 😉 A gdzie w końcu wylądowała tapeta? Na ścianie w przedpokoju. Tej która jest najdalej od jakiegokolwiek naturalnego źródła światła.
Co? Tapeta oczywiście. I żebyście, nie myśleli, że ze mnie taka beznadziejna blogerka wnętrzarska, która nie może zapamiętać nazwy sklepu, to dla załagodzenia wzburzenia, podam Wam inną informację. Nazwę tapety. Myślę, że Ci, których ona zauroczy już postarają się o to by ją odnaleźć w mętach i zamętach internetu. Uwaga, uwaga oto nazwa : Boras Falsterbo II.
Jak? Oczywiście „tymi ręcoma” no i mężowskimi też, bo to jednak łatwiej kłaść tapetę na cztery ręce. Pomaga też klej, pędzel do nakładania kleju, nożyk tapicerski, miarka i wałek do tapet (rolka dociskowa). Co pomaga jeszcze ? Logiczne myślenie. Tego mi odrobinę zabrakło przy kupowaniu tapety. Odzyskałam je dopiero przy tapetowaniu. Pamiętajcie, przy powtarzających się wzorach na tapecie w rolce, muszą one pasować do siebie, gdy przykładacie kolejny pas. Nie, żebym o tym nie wiedziała.Przy liczeniu rolek jednak zapomniałam wziąć ten szczegół pod uwagę.
Mimo mojego błędu „początkującego tapeciarza”, wyszło naprawdę fajnie i to jeszcze bardziej świadczy o wielu zaletach tej tapety. Wybacza na przykład lekkie niedopasowanie. Trzeba się dokładnie przyjrzeć, żeby je zauważyć. Myślę, że mogłabym się nawet Wam do tego nie przyznawać, ale po co macie powtarzać moje błędy?
Paprocie na ścianie
Zapraszam Was w końcu na foto wycieczkę po przedpokoju. Dość niekonwencjonalnym, bo stoi w nim kredens z kuchennym wyposażeniem, wisi gitara, a szafa na kurtki jest za rogiem. Ja jednak bardzo lubię, to jak w moim domu miesza się przestrzeń ze swoją funkcjonalnością. Dzięki temu mogę popijać kawę przy stole i gapić się na paprocie na ścianie.


Choć tapeta na ścianie wisi tylko pół roku ( trochę czekaliście na ten post..), to ja mam wrażenie, że jest już tam bardzo długo. Zgrała się tak dobrze, z naszym wnętrzem, że musiałam sobie przypomnieć, jak było przed. Jeśli Wy też nie pamiętacie, to zajrzycie do wpisu o kredensie.





Na zdjęciu wyżej dokładnie widać najdalszy punkt od okna, gdzie rośliny są w stanie przeżyć. To komoda za sofą. Wszystko postawione dalej w końcu poddaje się w walce o promienie słońca. Ten brak równowagi w roślinach w tym dużym pomieszczeniu bardzo mi dokuczał. Tapeta całkiem sprytnie załatwiła mi sprawę. 😉











Możliwe, że zauważyliście jeszcze jedną zmianę. Stół. Nie jest to temat skończony, więc na post trzeba będzie poczekać. Niedługo minie pół roku od pierwszego etapu metamorfozy stołu i będę znów mogła przypomnieć mężowi, co obiecał zrobić. 😉




Pamiętacie mój wpis o tym co można zrobić ze skrzynek po jabłkach? Dodaję do niego kolejny punkt. Tablica na notatki. Wystarczy zbić deski razem (tak by nie było szpar). Powiesić na haczykach gotową tablicę, a kartki na notatki przypinać klipsami. Proste i bardzo efektowne, biorąc pod uwagę wysiłek i koszty wykonania.







PRZED i PO
Wszyscy lubimy zestawienia „przed i po”. I choć zamieściłam Wam linki do wpisów, jak to wyglądało kiedyś, to wiem, że dla oka najmilsze są zestawienia. Oszczędzę Wam zestawień w excelu, zostaniemy przy obrazkach. Też je lubię. Pozwalają mi dostrzec, czy zmiana była dobra. Czy mam może ochotę wrócić do tego co było. Przyznam Wam się, że do tej pory nie żałowałam, żadnej metamorfozy w moim mieszkaniu. Tym razem też nie.



Zmiany to stan ciągły
Oczywiście, wiecie, że ta tapeta to nie na zawsze już? Choć efekt bardzo mi się podoba, to ja już wiem, co zrobię kolejnego jak mi się znudzi. Jasne, po drodze mogę jeszcze kilka razy zmienić zdanie, ale kto by to tego przywiązywał uwagę? Na pewno nie mój mąż….
A jak u Was wygląda podejście do tapet? Dajecie się przekupić trendom?? 😉
ściskam
Iza
8 komentarzy
Pięknie Iza! Pasuje do Waszej przestrzeni jak ulał, a i dodatkowo pewnie ściana nie będzie się tak brudzić od kurtek.
Zazdroszczę otwartego i niewielkiego przedpokoju, mój jest długi, ciemny i tylko zabiera przestrzeń i światło.
pozdrowienia
Paula, własnie tak obserwuję od pół roku i jestem zdziwiona, bo rzeczywiście ściana jakby mniej usyfiona 😉
Co do przedpokoju w stanie deweloperskim ten kończył się tak w połowie lustra i zwężał się w miejscu gdzie teraz zaczynają się szafy. Był ciemny i mały. Jedną z pierwszych moich dezycji była demolka tych ścian. Choć potem okazało się że od groma kabli w nich było i dość trudno było je upchnąć w suficie 😉 . Ale jak żona czegoś chce, to mąż zrobi..choćby miał się nakląć pod nosem.. heheh
Nie myślałaś żeby otworzyć ten przedpokój wyburzeniem ścian?
Super tapeta! Rozważałam ją jako jedną z dwóch na werandę, by ostatecznie pójść w innym kierunku. Ale nadal mi się podoba, a w Waszym korytarzu pięknie się prezentuje 🙂
A szkoda że zmieniłaś zdanie, bo na werandzie wyglądałaby bosko ❤
Jak dla mnie, wygląda to genialnie!
dzięki 🙂
Witam, piękna tapeta. Pięknie urządzone wnętrze… gratuluję. właśnie taką tapetę sobie upatrzyłam do salonu jakiś czas temu. proszę o informację gdzie można ją kupić. Ja niestety nie mogę nigdzie jej znaleźć.
Joanno, w poście masz nazwę tapety. Z tego co ostatnio sprawdzałam jest w niewielu sklepach dostępna i dość mocno zdrożała. Po nazwie na pewno znajdziesz.